poniedziałek, 22 września 2014

Czytamy więcej?

Od pewnego czasu obserwuję pewne zjawisko, ośmieliłabym się powiedzieć, że w jakiś sposób je badam. Otóż ku mej radości widzę, że coraz więcej ludzi jednak czyta. Może to moje pobożne życzenia, ale pamiętam jak dwa, trzy lata temu… ba! nawet rok temu, kiedy wsiadałam do środków komunikacji miejskiej niemal wszyscy gapili się w okna, sporadycznie rozmawiali między sobą. Na mnie, czytającą książkę patrzyli jak na obcego. Jednak przez ostatnie pół roku, codziennie rano jadąc do pracy i wracając z niej popołudniu, odnotowałam większą ilość czytaczy. Nie jestem już jedyna. Ktoś ma czytnik, dwie inne osoby książkę papierową.

Ostatnio widziałam także pewne wyniki badań, statystyk, że osoby posiadające czytnik, czytają więcej. Ile w tym prawdy? Całkiem sporo, bo jak się zastanowiłam, zaliczam się do tej grupy. To elektroniczne cacko jest po prostu wygodniejsze. Lubię czytać książki objętościowo zacne, a że czytam w dużej mierze w tramwajach czy autobusach to kobyłka licząca powyżej 500 stron, w dodatku w twardej oprawie jest bardzo nieporęczna. Bez wolnego krzesełka ciężko, a mając tablecik można spokojnie stać. Oprócz tego książki ważą, a o takiej objętości zajmują także sporo miejsca w torebce. Mając czytnik, ilość stron czy waga już nie jest mi straszna… a gdybym skończyła czytać szybciej niż planowałam, zawsze znajdę w plikach jakąś ‘zapasową’ książkę – miałam taką sytuację. Czy to na dworze, czy w domu, na łóżku, na fotelu, na podłodze, wygodniej w każdej książkowej pozie i nie ma także obawy, że kartki latają (bo wiatr), i można się podeprzeć a ‘książka’ się nie zamknie. Ale najważniejsze jest to, że czy to na tablecie, czy w wersji papierowej, ludzie czytają. To podnosi na duchu ;].

Oczywiście w gwoli sprostowania, nadal wolę książki papierowe. Szelest kartek, zapach druku (tak, wącham książki) są doznaniami nie do zastąpienia. Nadal również, kupuję ich znaczne ilości i nie zamierzam przestać ;]

sobota, 20 września 2014

Kac Książkowy


Kac książkowy. Według definicji jest to niemożność rozpoczęcia czytania książki gdyż nie opuściło się świata, bohaterów poprzedniej, a wydarzenia, które ostatnio czytaliśmy nadal wywołują w nas emocje i refleksje. Chyba każda osoba, która czyta doświadczyła takiego uczucia, w mniejszym lub większym stopniu. Z jednej strony jest to niesamowita blokada, co zgarnąć z półki bo przecież jadąc autobusem nie będę patrzeć za szybę – taka strata czasu! Ale z drugiej strony to ogromny komplement dla książki, to także szczęście dla czytelnika, że znalazł lekturę tak pasjonującą. Ale to nie musi być tylko efekt przeczytanej treści, ale ilości czasu spędzonym w danym świecie. Ostatnio chłonęłam świat wykreowany przez Cassandrę Clare w Darach Anioła. Opisywałam już całą serię i chociaż nie było to dzieło wybitne to przez pewien czas nie wiedziałam co nowego zacząć czytać: ponad trzy tysiące stron, prawie dwa miesiące siedzenia w jednym świecie, to dużo. Mam już za sobą kilka takich książkowych kaców. Jak sobie z tym poradzić? Całkiem dobrą metodą jest rozpoczęcie lektury z zupełnie innego gatunku niż poprzednia. Jeśli była fantastyka, to zabieram się za historyczną, biografię, albo zwykłą obyczajówkę. W ten sposób mam niemal pewność, że oba światy nie będą sobie wzajemnie przeszkadzać w mojej głowie. Jeśli jakiś kryminał wywarł na tobie duże wrażenie, to weź jakąś powieść humorystyczną, lekką beletrystykę. Czasami celowo kupuję takie ‘książkowe przerywniki’, dla odpoczynku i dobrej zabawy. Ale jeśli akurat pod ręką nie mam takiego przerywnika, który chciałabym przeczytać? Pewnym ratunkiem są książki, które już znamy. Do niektórych książek chcielibyśmy wrócić, ale nigdy nie ma na to czasu. Taki kac to dobry argument. Trzecią metodą jest zgranie sobie na mp3 jakiegoś audiobooka – lektura podana w nieco innej formie. A może ktoś ma jeszcze inną metodę na leczenie kaca książkowego ;]? 

czwartek, 11 września 2014

Cassandra Clare - seria Dary Anioła (bez spoilerów)

Kiedy wpadnie się w czytanie serii książek mającej wiele setek stron można zapomnieć o całym świecie i mało co się liczy (chyba, że jest to jedzenie ;]). Tak było w przypadku serii Dary Anioła Cassandry Clare, którą zaczęłam czytać w połowie lipca, a zakończyłam wczoraj (i zapewne byłoby szybciej gdyby nie małe przymusowe przerwy). Ponad 3200 stron, niecałe dwa miesiące podróżowania i wczuwania się w klimat świata przedstawionego, a o poranku książkowy kac – prawie pół godziny zastanawiania się jaką kolejną książkę zgarnąć z półki. Wydaje mi się, że już to jest całkiem dobrą recenzją.

Wróćmy jednak do samej serii. Wcześniej opisywałam pierwszy tom czyli Miasto Kości, a teraz podsumuję pozostałe pięć tomów. Cały cykl można podzielić na połowę. Miasto Kości, Miasto Popiołów i Miasto Szkła mogłabym nazwać trylogią Valentine’a, gdyż wysiłki głównych bohaterów skupione są na tym by pokonać tego złego, o którym wspominałam w pierwszej recenzji. Historia jest wciągająca, autorka bardzo powoli odkrywa tajemnice życia poszczególnych postaci, z czasem zaczynamy się (w mniejszym lub większym stopniu) zżywać z bohaterami. Akcja prowadzona jest w bardzo dobrym tempie dzięki czemu nie ma czasu na nudę, cały czas coś się dzieje i to jest jedna z większych zalet tej książki. Czytając ją po prostu wpada się w ciąg akcji, z której ciężko się wydostać, ale kto by tam chciał ;]. Zakończenie tej mini-trylogii wydaje się satysfakcjonujące. Może bez fajerwerków, może nie znamy wszystkich odpowiedzi, ale to dobre zakończenie. Zanim zabrałam się za kolejne tomy czytałam opinie, że kolejne są o wiele słabsze, że nie warto. Ale już wpadłam w ten świat i potrzebowałam kolejnej działki.

Żeby nie spoilerować, nie powiem kim jest kolejny zły charakter, z którym nasi bohaterowie muszą walczyć. Z jednej strony jest podobny do Valentine’a, z drugiej posługuje się zupełnie innymi środkami niż jego poprzednik. Zatem w kolejnej trylogii i składających się na nią tomów: Miasto upadłych aniołów, Miasto zagubionych dusz, Miasto niebiańskiego ognia, mamy jeszcze więcej tajemnicy i magii. Niestety słowa, że ta część serii jest słabsza są prawdziwe. Niektóre sytuacje wydają się naciągane, a dramaty rozgrywające się między bohaterami trochę przerysowane. Ale mimo wszystko uważam, że warto. Jeśli ktoś dobrze lub doskonale bawił się czytając pierwsze trzy tomy, to spokojnie może sięgnąć po kontynuację serii. Co prawda ostatni rozdział i epilog nie były już aż tak porywające i wciągające, to dały wnikliwemu i ciekawemu czytelnikowi sporo odpowiedzi. Samo zakończenie jest w sumie tylko z pozoru szczęśliwe. Podziały między poszczególnymi grupami nie znikają, ludzie nie są mądrzejsi i zdają się niczego nie uczyć – jak to w ludzkiej naturze bywa, czego sama historia jest przykładem. Nie trudno nie zauważyć pewnej furtki wyjścia jaką tworzy sobie autorka, i jest to okienko raczej do osobnej sagi (jak trylogia Diabelskich Maszyn) osadzonej w realiach świata wykreowanego, niż do kontynuacji Darów Anioła. A przynajmniej ja mam taką nadzieję. Dobrze rozumiem, że można bardzo związać się z bohaterami wykreowanymi, chcieć powiedzieć więcej, opowiadać dalej nowe historie – i nie mam Cassie tego za złe.

Podsumowując, cała Saga Darów Anioła trzyma dobry poziom. Jest dobrą literaturą młodzieżową, idealną by się odprężyć i odpłynąć w świat ‘po drugiej stronie’. Polecam każdemu, chociaż z czytanych opinii, bardziej może spodobać się ona dziewczynom ;]

Póki co odpoczywam od fantastyki, ale nie omieszkam przeczytać wspomnianej już trylogii Diabelskie Maszyny, która jest de facto prequelem do Darów. Ciekawią mnie też kroniki Bane’a, a jest to bohater bardzo ciekawy. 

Bibliografia: nie będę umieszczała każdego kolejnego tomu w biblioteczce ale w postaci zbiorczej. Książki powstawały na przestrzeni lat 2007-2014, a wydawane w Polsce nakładem wydawnictwa MAG w latach 2009-2014. Obecnie na rynku są dwa wydania oraz pierwszy tom wydania ‘filmowego’.

ocena całości mimo wszystko wysoka: 8/10