Jakiś czas temu niezwykle popularnym
tematem poruszonym w kinie i literaturze były wampiry. Natomiast drugim
zjawiskiem, spopularyzowanym głównie przez swego rodzaju wysyp gier komputerowych i seriali (Dead Island, The Walking
Dead, The Last of Us), zostało zombie – żywe trupy. Na fali tej drugiej
tematyki unosi się film w reżyserii Marca Forstera World War Z.
Zwiastun filmu niezbyt mnie
zachęcił, przerysowany, nudny, a przelewające się zombie zdawały się śmieszne w
negatywnym znaczeniu – a nadmienię tutaj, że nie przepadam za takimi filmami. A
jednak coś mnie podkusiło. W końcu od czasu do czasu można iść proste kino
rozrywkowe. Zatem wykorzystując ‘środę z Orange’ wybrałam się do kina nie
nastawiając się na nic specjalnie dobrego czy lotnego, mimo zasłyszanych
dobrych opinii, i tylko zastanawiałam się w jakiż to sposób główny bohater Gerry
czyli Brad Pitt uratuje świat.
To co niemal od razu zwróciło moją uwagę to muzyka, a jakże, a za doskonały
motyw główny (o którym pisałam ostatnio) postawiłam dużego plusa. To byłe mile
zaskoczenie, gdyż jak wspominałam spodziewałam się muzyki typu immediate music
co sugerował trailer, a jednak Marco Beltrami zaproponował nam godną uwagi
ścieżkę dźwiękową przy wykorzystaniu dwóch utworów zespołu Muse z albumu The
2nd Law z 2012 roku. Wrażenie przerysowania jakie podczas oglądania zwiastuna wywołała
u mnie scena przelewających się zombie, zniknęło podczas oglądania filmu. Wszystko
miało sens było uzasadnione i wytłumaczone w poszczególnych etapach oglądania. Trailer,
jak rzadko, nie zawierał najlepszych motywów z filmu. Na uwagę zasługują oczywiście
charakteryzacja, podstawa w tego typu filmach. Całości dopełnia gra aktorska.
Brad Pitt bardzo heroicznie ratował świat choć początkowo to nie on miał być
nadzieją ludzkości ;]. W filmie znalazło się tez miejsce na trochę humoru
(często czarnego), pewnych aluzji i nawiązań polityczno – historyczno –
kulturowych co jest bardzo dużym plusem bo dzięki temu nie jest to głupi film o
truposzach ale można zauważyć w nim pewne przesłanie (niedostrzeżone jak
zwykle). Dynamiczna akcja nie pozwalała się nudzić i czas minął bardzo szybko. Zakończenie
filmu było dobre choć nie można go nazwać Happy Endem, ale przez to w moim
odczuciu jest satysfakcjonujące.
Może i mogłabym się doczepić do
pewnych elementów ale nie chcę ponieważ właściwie są to szczegóły nie wpływające
na całościowy odbiór filmu. Szczerze polecam takie spędzenie wolnego czasu,
najlepiej w towarzystwie znajomych gdyż jest to zarówno dobra rozrywka jak i
można później spędzić sporo czasu na dyskutowaniu o różnych aspektach tej
produkcji.
Dziwiłam się początkowo dobrym
recenzjom ale po wyjściu z kina i przytaknęłam. Dobre zombiaczki zapunktowały u
mnie bardzo wysoko ;]
8/10
więcej na filmweb.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz