Po znacznej krytyce Elizabeth
Kostovy i jej Historyka na przekór zdrowemu rozsądkowi, higienie umysłu, i
własnemu gustowi literackiemu sięgnęłam po drugą powieść tej autorki, równie
obszernej co pierwsza. Od początku zadawałam sobie pytanie dlaczego popełniam
to czytelnicze samobójstwo właściwie bez uprzedniego odpoczynku? Pewnie
dlatego, że skoro dawno temu ją kupiłam, stoi i ładnie wygląda, a ja w jakiś
sposób przywykłam do stylu pisania autorki, to nie będzie lepszego momentu by
spróbować przebrnąć przez to dzieło. Gdybym zabrała się za inną książkę
prawdopodobieństwo przeczytania Łabędzia i Złodziei sięgnęło by piwnicy, a
powieść kurzyłaby się kolejne kilka lat. Opis wydał mi się wyjątkowo ciekawy ze
względu na dwa tematy leżące w sferze moich zainteresowań: sztukę i ludzką
psychikę. W jaki sposób autorka połączyła obie kwestie i czy znowu będzie
udawać Dana Browna i snuć teorie spisku dziejowego? Między innymi takie pytania
sobie zadawałam zaczynając czytać. Całe szczęście Kostova nie próbowała wplatać
w powieść wątku fantastycznego, czego (po doświadczeniu z Historykiem) bardzo
się obawiałam, i wyszło jej to zaskakująco dobrze. Wcześniej niż po dotarciu do
magicznej setnej strony stwierdziłam, że chcę poznać zakończenie tej historii.
Robert Oliver, znany choć nieco
dziwny malarz zaatakował jeden z obrazów w National Gallery of Art, po czym
został wysłany do szpitala psychiatrycznego. Jednak doktor Marlow nie jest w
stanie nakłonić go do rozmowy, nawet do wypowiedzenia pojedynczego słowa. Żeby
móc pomóc pacjentowi przeprowadza wywiad środowiskowy i podejmuje swego rodzaju
dochodzenie w celu dowiedzenia się czym kierował się Oliver atakując dzieło
sztuki, a także kim jest tajemnicza kobieta, którą artysta nieprzerwanie
malował.
Historia jaką opowiada nam
autorka wydała mi się o wiele ciekawsza i bardziej żywa od pierwszej powieści. Nadal
pojawiają się bardzo długie i zbędne opisy, ale jest ich zdecydowanie mniej i
męczą tylko na samym początku. Charakterystyczne dla autorki mieszanie
przeszłości z teraźniejszością w poszczególnych rozdziałach, oraz zamieszczanie
listów jest o wiele bardziej czytelne i przyjemniejsze w odbiorze. Albo autorka
dojrzała, albo znalazła lepszego edytora – i to jest zdecydowany plus. Bardzo
dobrze jeśli pisarz się rozwija. Pewnym minusem jest momentami przewidywalność zdarzeń.
Nie zawsze i nie wszystko jest oczywiste, ale osoba, która jest psychiatrą i
artystą powinna o wiele szybciej łapać pewne aluzje. Możliwe, że to moje
odczucie i zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma lotny umysł (jak choćby
przeciętny Amerykanin) zwłaszcza, że jest to jednak prosta beletrystyka. Nie oczekiwałam
cudów i zostałam mile zaskoczona, a to najważniejsze. Łabędź i złodzieje to
zdecydowanie lepsza powieść niż Historyk, choć nie dla każdego. Poruszenie zagadnień
związanych z moimi zainteresowaniami na pewno ułatwiło odbiór książki, ale
opowieść o zakochanym artyście poleciłabym o wiele szerszemu gronu odbiorców. Jest
progres.
6/10
Jeszcze słowo o polskim wydaniu. Świat Książki postarał się dając czytelnikowi
ładnie oprawioną powieść, z miłą w dotyku okładką z tłoczonymi literami. Niestety
złoty grzbiet bardzo szybko zaczął się ścierać w trakcie normalnego użytkowania,
poprzez zwykłe trzymanie. Także na okładce napisano, że jest to ‘nowy thriller’
nie wiem kto to wymyślił, ale Łabędź i złodzieje thrillerem na pewno nie jest,
a po prostu powieścią obyczajową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz