czwartek, 14 listopada 2013

Elizabeth Kostova po raz drugi... czytelnicze samobójstwo?


Po znacznej krytyce Elizabeth Kostovy i jej Historyka na przekór zdrowemu rozsądkowi, higienie umysłu, i własnemu gustowi literackiemu sięgnęłam po drugą powieść tej autorki, równie obszernej co pierwsza. Od początku zadawałam sobie pytanie dlaczego popełniam to czytelnicze samobójstwo właściwie bez uprzedniego odpoczynku? Pewnie dlatego, że skoro dawno temu ją kupiłam, stoi i ładnie wygląda, a ja w jakiś sposób przywykłam do stylu pisania autorki, to nie będzie lepszego momentu by spróbować przebrnąć przez to dzieło. Gdybym zabrała się za inną książkę prawdopodobieństwo przeczytania Łabędzia i Złodziei sięgnęło by piwnicy, a powieść kurzyłaby się kolejne kilka lat. Opis wydał mi się wyjątkowo ciekawy ze względu na dwa tematy leżące w sferze moich zainteresowań: sztukę i ludzką psychikę. W jaki sposób autorka połączyła obie kwestie i czy znowu będzie udawać Dana Browna i snuć teorie spisku dziejowego? Między innymi takie pytania sobie zadawałam zaczynając czytać. Całe szczęście Kostova nie próbowała wplatać w powieść wątku fantastycznego, czego (po doświadczeniu z Historykiem) bardzo się obawiałam, i wyszło jej to zaskakująco dobrze. Wcześniej niż po dotarciu do magicznej setnej strony stwierdziłam, że chcę poznać zakończenie tej historii.

Robert Oliver, znany choć nieco dziwny malarz zaatakował jeden z obrazów w National Gallery of Art, po czym został wysłany do szpitala psychiatrycznego. Jednak doktor Marlow nie jest w stanie nakłonić go do rozmowy, nawet do wypowiedzenia pojedynczego słowa. Żeby móc pomóc pacjentowi przeprowadza wywiad środowiskowy i podejmuje swego rodzaju dochodzenie w celu dowiedzenia się czym kierował się Oliver atakując dzieło sztuki, a także kim jest tajemnicza kobieta, którą artysta nieprzerwanie malował.

Historia jaką opowiada nam autorka wydała mi się o wiele ciekawsza i bardziej żywa od pierwszej powieści. Nadal pojawiają się bardzo długie i zbędne opisy, ale jest ich zdecydowanie mniej i męczą tylko na samym początku. Charakterystyczne dla autorki mieszanie przeszłości z teraźniejszością w poszczególnych rozdziałach, oraz zamieszczanie listów jest o wiele bardziej czytelne i przyjemniejsze w odbiorze. Albo autorka dojrzała, albo znalazła lepszego edytora – i to jest zdecydowany plus. Bardzo dobrze jeśli pisarz się rozwija. Pewnym minusem jest momentami przewidywalność zdarzeń. Nie zawsze i nie wszystko jest oczywiste, ale osoba, która jest psychiatrą i artystą powinna o wiele szybciej łapać pewne aluzje. Możliwe, że to moje odczucie i zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma lotny umysł (jak choćby przeciętny Amerykanin) zwłaszcza, że jest to jednak prosta beletrystyka. Nie oczekiwałam cudów i zostałam mile zaskoczona, a to najważniejsze. Łabędź i złodzieje to zdecydowanie lepsza powieść niż Historyk, choć nie dla każdego. Poruszenie zagadnień związanych z moimi zainteresowaniami na pewno ułatwiło odbiór książki, ale opowieść o zakochanym artyście poleciłabym o wiele szerszemu gronu odbiorców. Jest progres.
6/10


Jeszcze słowo o polskim wydaniu. Świat Książki postarał się dając czytelnikowi ładnie oprawioną powieść, z miłą w dotyku okładką z tłoczonymi literami. Niestety złoty grzbiet bardzo szybko zaczął się ścierać w trakcie normalnego użytkowania, poprzez zwykłe trzymanie. Także na okładce napisano, że jest to ‘nowy thriller’ nie wiem kto to wymyślił, ale Łabędź i złodzieje thrillerem na pewno nie jest, a po prostu powieścią obyczajową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz