Autor : Ian MacLeod
Wydawca : MAG
Seria : Uczta Wyobraźni
Rok wydania : 2011
Ilość stron : 482
ISBN 978-83-7480-218-5
Książka Iana MacLeoda jest drugą tego typu, łączącą powieść
i opowiadania, po jaką sięgnęłam. Niestety ani jedno, ani drugie nie przypadło
mi do gustu jak w przypadku Bacigalupiego, a w każdym razie okazały się bardzo
nierówne.
Pierwsze, Opowieść młynarza, zrobiło na mnie pozytywne wrażenie. Poruszająca
historia rzemieślnika, magicznych pieśniach i znamionach czasu, i o tym, jak
duży i nieunikniony mają na nas wpływ. Była to niezwykle wciągająca podróż z
pewnym steampunkowym wydźwiękiem i powiedziałabym, że również z duszą – co zdarza
się nieczęsto. Kolejne opowiadanie Dbaj o siebie, zaledwie trzy-stronicowe a
zdołało mnie skonfundować. Nietypowe, futurystyczne podejście do życia i
umierania w skondensowanej formie. To esencja myśli i idei, którą można
odbierać różnie, zależnie od osoby. W opowiadanie Bunt Anglików w ogóle nie
byłam w stanie się wczuć. Wydawało mi się ciężkie i powolne (również powoli
szło mi czytanie). Po jego zakończeniu przez kilka dni nie byłam w stanie
wrócić do książki. Żywioły całe szczęście okazały się lepsze i ciekawsze,
aczkolwiek bardzo nierówne i do końca nie byłam w stanie zdecydować czy mi się
podoba czy nie. Ostatecznie kilka ostatnich stron upewniło mnie, że jest to
opowiadanie wartościowe. Zwieńczenie to kolejna bardzo krótka opowieść o pewnej
podróży, melancholijna i nieco smutna, bo o przemijaniu – po raz kolejny i nie
ostatni. Następne opowiadania trzymają dobry poziom. Wainwrightowie na
wakacjach to historia brytyjskiego chłopca opisująca formę spędzania wakacji
przez jego rodzinę. Stosunkowo prosta ale momentami odczuwa się chwile grozy
jak w niezgorszym thrillerze. Drugim najlepszym opowiadaniem w moim odczuciu
był Dywan z hobów. Opowiadanie, które po rozebraniu na części pierwsze mogło by
mieć osobną niekrótką recenzję. Poruszone w nim zostało wiele aspektów
społeczno-psychologicznych, ekologicznych, politycznych i oczywiście jak w
trakcie całej książki pojawia się także motyw nieuniknionych zmian i
przemijania. Krótki przerywnik w postaci historii O spotkaniach z innymi
wyspami ma w sobie pewien urok ale przypływa i odpływa jak owe wyspy. O wiele
ciekawszym opowiadaniem okazała się Druga podróż króla gdzie historia
alternatywna idzie ręka w rękę z fantastyką, a momentami sprawia wrażenie
satyry i znacząco ironizuje pewne aspekty wiary i chrześcijańskich wydarzeń.
Drugą część książki stanowi powieść Pieśń Czasu, niestety
podobnie jak w przypadku opowiadań okazała się bardzo nierówna. Miałam niemałe
problemy by skoncentrować się i wgryźć w treść. O czym jest? Starsza kobieta,
znana skrzypaczka, będąca już u kresu swego życia odnajduje na plaży
wyrzuconego przez morskie fale młodzieńca. Kiedy Adam, tak nazwała go staruszka
kiedy okazało się że stracił pamięć, odzyskuje przytomność, a później zdrowie,
staje się powiernikiem historii jej życia. To swego rodzaju terapia dla kobiety
ale i szansa, że młodzieniec przypomni sobie swoją tożsamość. W trakcie
czytania bywały fragmenty nudne, przydługie, a nawet męczące, ale zaraz
pojawiało się coś ciekawego, delikatnego z motywem muzycznym, który trzymał
mnie przy dalszej lekturze. Ciekawiło mnie czym okaże się tytułowa Pieśń czasu,
a odpowiedź czekała niemal na samym końcu i nie czułam się usatysfakcjonowana. Rozumiałam
czym była ale to, co otrzymałam było niestety zbyt przewidywalne i oczywiste. Drugim
motywem jaki mnie interesował była osoba Adama, kim okaże się ten młody człowiek.
To była zdecydowanie jedna z ciekawszych, choć krótkich, ścieżek w tej powieści
– wystarczyło by jej na dobre opowiadanie. Gdyby nie te dwa, wyżej wspomniane
elementy zapewne nie skończyłabym tej książki – czego nie cierpię robić. Zatem zamiast
przeczytać ją najwyżej w dwa tygodnie (jak planowałam) poświęciłam jej niemal
dwa razy tyle czasu. Możliwe, że inni czytelnicy znaleźli w tej powieści o
wiele więcej, dla mnie było to głównie zmęczenie, co zdarzyło mi się pierwszy
czas podczas czytania książek z serii Uczta Wyobraźni.
W ogólnym rozrachunku opowiadania wyszły ciekawiej (6/10)
niż powieść (5/10).
Zastanawiam się jaką opinię zebrała Pieśń czasu w stosunku
do innych książek tego autora, czy lepiej czy słabiej, bo póki co, nie jestem
zachęcona do poznawania twórczości Iana MacLeoda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz