czwartek, 3 lutego 2011

Polska w Luwrze

Wczoraj, w ramach Międzynarodowych Dni Filmów o Sztuce w paryskim Luwrze odbył się pokaz najnowszego filmu Lecha Majewskiego "Młyn i Krzyż". Film opowiada o postaciach z obrazu "Droga na Kalwarię" autorstwa Pietera Bruegela Starszego. Został pozytywnie odebrany na festiwalu Sundance, który jest obecnie jednym z ważniejszych festiwalów filmowych na świecie (razem z kilkoma innymi m.in. w Wenecji jest już od kilku lat istotniejszy niż impreza w typie Oscarów).
Wymieniłam dwa nazwiska i jestem niemal pewna, że owe artysty malarza jest bardziej znane ogółowi niż polskiego reżysera - co jest niestety przykre. Ale po kolei.

Czym jest film? Pozwolę sobie zacytować za stroną rmfclassic.pl:
"Młyn i Krzyż" to jeden z najbardziej oryginalnych i innowacyjnych filmów, łączący malarską kunsztowność starych mistrzów z najnowszymi osiągnięciami technik cyfrowych. W rolach głównych występują Rutger Hauer, który wcielił się w postać samego Bruegela, Michael York, odtwarzający rolę kolekcjonera obrazów oraz Charlotte Rampling jako Maria. Majewskiemu udało się wprawić w ruch martwy obraz. Na naszych oczach ożywają XVI wieczni bohaterowie "Drogi Krzyżowej" Bruegela, a kamera odkrywa przed nami pojedyncze sceny, by w finale ukazało się naszym oczom całe dzieło.
Twórczość Lecha Majewskiego została przeze mnie odkryta na Festiwalu Filmu i Sztuki Dwa Brzegi 2010 w Kazimierzu Dolnym, gdzie jego osobie poświęcony był cały panel. Interesująca i wcale nie łatwa w odbiorze "Ewangelia według Harry'ego", w której jedną z ról zagrał Viggo Mortensen, oraz "Ogród rozkoszy ziemskich", który był dla mnie najlepszym filmem festiwalu. Tak plastycznego, pięknego, pełnego emocji i intymności filmu jeszcze nie widziałam.
Lech Majewski mówi, że "sam sobie jest sterem, żeglarzem, okrętem. Reżyserem, producentem, scenarzystą..." i każdą kolejną rolę. Prawdziwy człowiek renesansu! I w tym miejscu pojawia się pytanie: dlaczego wcześniej o nim nie słyszałam? Dlaczego ktoś tak utalentowany jest niedoceniony w Polsce, a zauważany na Zachodzie?
Wydaje mi się, że do tego typu sztuki musimy jeszcze dojrzeć. Na pieniądzach nie śpimy więc nasze produkcje filmowe ograniczają się do głupich komedii romantycznych nie niosących za sobą niczego, bądź sporadycznie jakiś ciężkich adaptacji, na które można puścić uczniów szkół gimnazjalnych bądź licealnych. Kino festiwalowe w żadnym miejscu na świecie nie bije rekordów w box office. Ludzie po prostu oduczają się myślenia. Przychodzą na sensownie (albo i nie) sklejoną papkę efektów specjalnych, humoru, bądź strachu - albo i wszystkiego na raz, a po wyjściu z kina zapominają. Równie intrygujące dla współczesnego kinomana są rzeczy kontrowersyjne, w coraz bardziej skrajnych elementach szukamy nowych doznań.
Lech Majewski tworzy jednak rzeczy piękne i niepozbawione głębi. Z przyjemnością obejrzałabym ich więcej, ale są to filmy, które niełatwo zdobyć. Mimo wszystko zachęcam do zapoznawania się z twórczością światowego reżysera polskiego pochodzenia. Ja na pewno odwiedzę 18 marca salę kinową żeby ocenić doceniony na festiwalach "Młyn i Krzyż".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz